Początek









Nigdy nie zapomnę wilgotnego, lekko słonego powiewu powietrza, gdy kilka lat temu przepływałam mały przesmyk dzielący Sycylię od półwyspu Apenińskiego. Zostawiałam za sobą kilkunastoletni bagaż doświadczeń, przeżyć na niemieckiej ziemi, którą co prawda nauczyłam się kochać, ale byłam tą nieodwzajemnioną milością już okropnie zmęczona.

Podmuch wiatru niósł ze sobą obietnicę zmiany, odkrycie nie tylko nowego miejsca, ale i samej siebie. Kosmyki włosów niesfornie przesłaniały mi widok przeciwległego brzegu. Aksamitna suknia nocy lśniła niczym klejnotami, nie księżycem czy gwiazdami, ale światłami Mesyny. Błyskami latarni, dalekimi domowymi i ulicznymi światłami, jeszcze niemymi. Niesamowity hałas, tak bardzo budzący wspomnienia rejsów dzieciństwa, statku pokonywającego czarną jak smoła wodę cieśniny, nie pozwalał mi wtedy na obawy, ale przywoływał poczucie ogromnego szczęścia i bezpieczeństwa.











Tafla wody tak niezwykle gładka i nieposzarpana, iż wydaje się dziwne, że starożytni bali się tych wód, o których Odyseusz wiedział, że są pełne niebezpieczeństw z obydwu stron. Przepływającemu statkiem przez cieśninę Odyseuszowi pomiędzy dwoma potężnymi mitycznymi potworami Scyllą i Charybdą udało się ocalić, ale sześciu ludzi z załogi porwała Scylla. Właśnie całe sześć lat trwało zanim zrozumiałam, że to nie miejsce na ziemi czyni nas szczęśliwymi, ale to jak postrzegamy podarowany nam świat.

Villa San Giovanni, wtedy była jeszcze w zupełnej przebudowie, z głośnymi tirami pędzącymi naprzeciw krętymi uliczkami, z mylącymi napisami i kierunkowskazami, prowadzącymi niekiedy w ślepy zaułek. Nawigacja zdawała sie na niewiele. Musiałam pytać o drogę, szukać punktu sprzedaży biletów na prom, by w końcu dojechać na keję serpentyną dróg, pełnych dziur i kałuż, otoczonych nadryzionymi zębem czasu i ludzkim zaniedbaniem portowymi budynkami.










Podczas przeprawy promem oczy miałam szeroko otwarte, mimo tego nie zauważylam, że nie wszystko co sobie zaplanowałam miało szansę na realizację. Ale wtedy, w tym jednym momencie bylam przekonana, że wszystko zalezy ode mnie. Moje życie będzie takie jakie sobie wymarzę, wystarczy chcieć i dopuscić do siebie myśl, że porażki czy katastrofy są częścią skladową naszej wędrówki. W tej otchlani nocy nie widziałam skał, które czekały na horyzoncie ani niebezpiecznego kamienistego brzegu. Czułam za to ciepło bijące od portowego miasta, jego ulic, domów i jeżdżących pojazdów.


Chociaż podróż przesmykiem miała miejsce siedem lat temu, to doskonale ją pamietam, bo właśnie wtedy zaczęła się moja włoska przygoda, która trwa nieprzerwanie do dziś bez względu na odległość jaka nas dzieli. I taki był początek, całkiem banalny, ale dla mnie magiczny, otwierający bramę do innego świata. Świata jeszcze wtedy mi obcego, który miał się stać kolejnym domem dla moich dzieci i dla mnie.








 Zapraszam Cię serdecznie do śledzenia moich wpisów, podróżowania ze mną w ukochane piękne, ale i zupełnie zwyczajne miejsca.

 Autorką dwóch górnych zdjęć jest Daria tworząca blog Zew przygody, pozostałe fotografie są mojego autorstwa.

 Miłej lektury 🙈🙉🙊 

 Patrycja

Komentarze

  1. Piękne miejsca, żałuję że nigdy tam nie byłam :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Włochy są piękne a możliwość obcowania z tysiącami lat historii i kultury jest niesamowita. Może i po jakimś czasie może to spowszednieć , ale dla mnie perspektywa mijania budynków pamiętających Nerona czy Hadriana jest fascynująca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak pięknie! Trochę Ci tych Włoch zazdroszczę, ale mimo wszystko nie chciałabym wyprowadzić się z Polski.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz